Mandanara
niedziela, 13 października 2013
Hej, jest tam kto?
Dawno nic z pod mojej klawiatury nie wyszło bo i przeszedł mi słomiany zapał, brakuje mi inspiracji, a finalnie po prostu mi się nie chce, ale wszystko jest lepsze od nauki, więc postanowiłem szybkiego posta napisać.
Tylko w zasadzie nie wiem o czym miałby on być.
Pisanie bloga to duże zobowiązanie. Trzeba mieć przemyślaną tematykę, no i pasję do tego o czym się pisze. Nie mam ani jednego, ani drugiego. W zasadzie ten blog powstał tylko i wyłącznie jako proteza znajomości. Bo najzwyczajniej w świecie brakowało mi rozmowy z żywym człowiekiem na interesujące mnie tematy. Zaoczne studia to katastrofa w sferze kontaktu socjalnego jeśli się nie pracuje i całe dnie siedzi w domu. Przez te ostatnie dwa lata kompletnie zdziczałem, wypadłem z obiegu. Blog ten miał być lekarstwem na samotność. To że wyszedł raczej średnio widać na pierwszy rzut oka. Nie mam pasji o której mógłbym pisać, a czasami ciężko mi jest skupić na czymkolwiek uwagę dłużej niż kilka minut. Ciężko mi jest podjąć decyzję o czym tak naprawdę chciałbym pisać i ciężko na jakiś temat wypowiedzieć w więcej niż kilku zdaniach nim dana pisanina nie zacznie nudzić mnie samego. Postów rozpoczętych i nigdy nie skończonych mam chyba z kilkanaście. Jedyne posty, które tak naprawdę chciałem pisać to skupiające się na moim ponurym życiu wewnętrznym, ale stwierdziłem że nadmierny emocjonalny ekshibicjonizm nie jest wskazany i mógłby mi poważnie zaszkodzić, np podczas poszukiwania pracy w społeczeństwie przyszłości, opartym na wyszukiwarce Google i internecie, który nie zapomina. Zastanawiające jest jak łatwo się wyszukuje informacje personalne już w tej chwili. Zresztą kiepsko wychodzą mi liniowe narracje, wolałbym posty budować jako drzewka z gałęziami odchodzącymi od pnia zawierającymi dygresję od głównego tematu. Teraz nie mogę tak opowiadać o tym co się dzieje u mnie. Muszę się skupić na pojedynczej nici, opisać ją od początku do końca dygresje ograniczyć do niezbędnego minimum. (powtarzam się, już raz o tym pisałem, dość).
I znowu dochodzę do momentu w którym mam ochotę posta wrzucić do szuflady, bo nie jestem wystarczająco usatysfakcjonowany kierunkiem w który poszedł. Tym razem go wrzucę niech się tu coś dzieje.
niedziela, 31 marca 2013
Skąd się biorą pieniądze?
sobota, 9 marca 2013
Smoki
Leżę w łóżku z dość wysoką gorączką i niemal czuję jak neurony eksplodują mi cicho z przegrzania wydając dzwięk jak pękające bąbelki kąpielowej piany. Plączą mi się oczy, oddycham przez usta bo piecze gdy oddycham przez nos. Niemal mogę dotknąć zielonego smoka, który przysiadł obok mnie, wytwór przesterowanej wyobraźni nakręconej zbyt mocno przez bajzel który tworzy mi się pod kopułą. Jest dość sztampowy, typu azjatyckiego, długi wijący się w powietrzu, od strony grzbietu jest zielony, łuski lśnią mu jak szmaragdy, z kręgosłupa sterczą mu ostre pomarańczowe kolce, wyglądają jak ze szkła, są przejrzyste, od strony brzusznej jest zółty, odcień przypominający ryż zabarwiony kurkumą. Z nozdrzy lecą mu strużki dymu. Gdy siedzi na łóżku obok mnie jest przyjemnie cieply, jak rozgrzany kaflowy piec. Drapie w szybę, chce wyjść. Niebo przecina cała gromada smoków w różnych kolorach i odcieniach, ale najwięcej jest zielonych i błekitnych, pewnie dlatego, że najlepiej się kamuflują w lesie lub na tle nieba. Smoki z miasta są szare, jak beton. Żyją na dachach bloków, są chropowate i pokrywają je miejscami porosty, które na ich srogich obliczach wyglądają jak dziecięce piegi. Sporadycznie niebo przecinają smoki w kolorze słomkowym, zamieszkujące pola. Ich siedliskom zaszkodziła zmiana zboża na odmiany z krótką łodygą. Chęć minimalizacji strat związanych z niepotrzebnym zdaniem rolników badylem spowodowała, że mają one trudności z polowaniem. Niskie zboże niedostatecznie pokrywa ich cielska i nie są w stanie skradać się do saren wychodzących z lasu na żer. Pozostali rolnicy doceniają role smoków w przepłaszaniu saren żywiących się ich zasiewami. Dalej używają odmian z długą łodygą, a słomę starają się zagospodarować przygotowując z niej ekologiczny brykiet opałowy. Otwieram okno dachowe i wypuszczam stwora. Wyglądam na zewnątrz i obserwuję bogactwo form i kształtów. Niektóre są masywne, o ogromnych skrzydłach, inne są długie niczym węże, w powietrzu zdaje się je tylko utrzymywać magia, albo własna wiara w to że mogą, w końcu są cholernymi smokami. Te bez skrzydeł są o tyle ciekawe, że gdy przeciskają się przez powietrze wiją się na różne sposoby. Jedne jak węże wiją się w poziomie, inne jak morskie fale wiją się w pionie, najbardziej osobliwe są natomiast te, które w eter wkręcają się jak śruba, biegnąc w powietrzu jak po ściankach wyimaginowanego walca. To pierwsza doroczna migracja smoków Antka. Bo tak go nazwałem. Antek tak jak wiele jaj przed nim miał trafić na nasz stół w formie smoczej jajecznicy, ze sporą ilością pieprzu i zdrową miarką tabasco. Lecz gdy zbierałem jaja tamtego dnia w listopadzie od naszej dojnej smoczycy, wydarzyło się coś niezwykłego. (FAKT: dojne smoczyce stanowią idealny sposób na zaspokojenie zapotrzebowania gospodarstwa domowego na benzynę i inne produkty ropopochodne) Jedno z jaj było ciepłe, a to ocznaczało, że rozwijający się w nim skoczy zarodek jest żywy. Nasza smoczyca o uroczej nazwie Aral była dość ładna jak na smoczycę dojną. Jej ciało było w eleganckim błekitnym kolorze i właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego, że wydała na świat żywe jajo, gdyby nie fakt, że była sterylizowana jak każda dojna smoczyca do użytku domowego. Na hodowle rozpłodową smoków trzeba mieć specjalne pozwolenie od Ministerstwa Rolnictwa i Drakokultury (hodowli smoków). Antek wzbijał się coraz wyżej ku niebu i dołączył do przelatujących jemu podobnych zielonych smoków leśnych. Czy powróci jeszcze? Nie wiem.
sobota, 2 marca 2013
Tłuszczowa matma czyli jak szybko bym schudł gdybym pociąg zamienił na rower.
Garść matmy związanej ze zmorą każdego grubasa, czyli tłuszczem.
Przyjmuje się, że kilogram tłuszczu odpowiada 7000 kcal zmagazynowanej energii. Czyli tak jak w moim przypadku 20 kilogramom nadwagi odpowiada 140000 kcal czyli ok 585760 kJ, gdyby przeliczyć tą energię na energię składowaną w litrze benzyny to te 20 kilo, które ze sobą noszę to ok 17 litrów. Mniej więcej tyle ile pali Renault Thalia, którym od czasu do czasu jeżdżę podczas wypadu nad morze (w jedną stronę). Natomiast gdyby przeliczyć to na jazdę na rowerze, tu zaczyna się matematyczna zabawa. Załóżmy że razem ze swoim starym rowerem ze stalową ramą, ciuchami i innymi duperelami ważę 120 kg. Co przyda mi się do obliczeń wykonanych z pomocą strony www.analyticcycling.com. Podstawiając swoją wagę wyszło mi, że aby poruszać się ze stałą prędkością 20 kilometrów na godzinę po nieznacznie unoszącym się terenie potrzebowałbym 275 W mocy. Biorąc pod uwagę, że sprawność mięśni plasuje się na poziomie 18-26 procent (czyli ze 100 W włożonej w postaci chemicznej otrzymujemy od 18 do 26 W pracy) to zapotrzebowanie energetyczne na podtrzymanie takiego wysiłku mieści się pomiędzy 1058 a 1528 W co w przełożeniu na kcal/h daje od 910 do 1313 kcal/h. Czyli przez godzinę takiej jazdy spaliłbym od 130 do 187 gramów tłuszczu. To ozacza, że zamieniając dojazd do Poznania z komunikacji miejskiej na rower straciłbym swoją nadwagę po okresie od 77 do 53 dni roboczych. Czy mniej więcej 2-4 miesiącach. Pokonując między 2 a 3 kkm. No i oczywiście nie mógłbym kompensować większego wysiłku bardziej kaloryczną dietą.
Jak tylko zrobi się cieplej naprawiam rower to może do przyszłego roku akademickiego zrzucę z 15 kilo jak się nie będę opierdzielał :).
Pod uwagę nie wziąłem spadku masy układu rower rowerzysta podczas procesu chudnięcia, ale w sumie dość spory rozrzut wydajności pozwala to pominąć. Zakładałem też, że większość trasy pokonywał bym po szutrze. Nie mówiąc już o tym, że nie mam pojęcia najmniejszego jaką miałbym rzeczywistą powierzchnię czołową podczas jazdy więc pozostawiłem w tym miejscu parametr domyślny.
czwartek, 8 listopada 2012
Myślenie nielinearne, albo raczej maksymalna długość skupienia uwagi godna złotej rybki.
Moje życie ogólnie jest pełne takich żali do rzeczy których nie zrobiłem, albo nie nauczyłem się, talentów, które porzuciłem bo brakowało mi jakiś elementów potrzebnych do ich rozkwitu. Np, uwielbiam muzykę, słuchać, bo nigdy nie nauczyłem się porządnie grać ze względu na beznadziejne wyczucie rytmu i okropną koordynację ruchową. Obie te rzeczy są do wyćwiczenia ale zawsze brakowało mi do tego cierpliwości. Zarzuciłem fotografię, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie będę wielkim fotografem i odciąłem się w ten sposób od jednej z niewielu rzeczy, które dawały mi radość i poczucie sensu w tym co robię. Lecz nie stanę się lepszym człowiekiem żałujące tego, czego nie zrobiłem, ale zbierając swoją dupę w troki i robiąc to co do mnie należy.
O i tu się objawia słabość ciągłej narracji, mówię o tworzeniu platformy blogerskiej i pojawia się dygresja na temat moich osobistych żalów i nie ma żadnej metody na to by to ładnie ująć by gdy zacznę kontynuować myśl o nielinearnym myśleniu połączenie było bezszwowe i dygresja nadal widoczna.
Chciałbym uwolnić swoje przemyślenia nadać im formę dryfujących obłoków, powiązanych ze sobą sznurkami odniesień i słowami kluczami. Nie chodzi nawet o to, czy mam jakąś wybitną potrzebę dzielenia się z nimi z kimkolwiek, bo wątpię żeby kogokolwiek obchodziło co myślę, ale chodzi o samą wygodę prowadzenia swojego wirtualnego banku przemyśleń i jeszcze lepszej możliwości nabijania się z własnej głupoty i krótkowzroczności za rok.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którym chce się to czytać. I szczerze mówiąc trochę się wam dziwię.
wtorek, 2 października 2012
Glutaminian Sodu, uzależnienie o którym nawet nie wiedziałeś.
http://tnij.org/sbgz
Glutaminian Sodu, uzależnienie o którym nawet nie wiedziałeś.
Glutaminian Sodu (z angielska MSG (mono-sodowy-glutaminian) ) jest powszechnie używanym wzmacniaczem smaku, który spożywasz w przetworzonej żywności. MSG jest używane już od blisko stu lat by wzmacniać smak pożywienia. FDA (amerykański urząd kontroli żywności i leków zaklasyfikowało MSG jako składnik pożywienia i określiło jako "powszechnie uznawany za bezpieczny". Naturlnie występrgaujące glutaminiany znajdowane są w mięsie, warzywach i nabiale. Ludzki organizm naturalnie również wytwarza glutaminiany. Glutaminiany odgrywają ważną rolę w normalnym funkcjonowaniu układu nerwowego.
Jak glutaminian sodu zachowuje się w organizmie?
Niektórzy z nas uważali, że glutaminian za konserwant lub że ma jakąś wartość odżywczą, prawda jest jednak taka, że nie robi nic poza wzmacnianiem smaku. Prawda jest taka, że MSG jest neurotoksyną, która ma degeneratywny wpływ na mózg.Glutaminian Sodu wchłaniany jest przez śluzówkę jamy ustnej jak i przez układ trawienny podczas trawienia pokarmów skąd trafia za pośrednictwem krwi do mózgu. Glutaminian sodu wytwarzany jest sztucznie w procesie, który niszczy związki w których naturalnie glutaminian występuje, przekształcając go w wolne formy które wchłaniają się nawet 10 razy szybciej niż naturalnie związany glutaminian.
Przez ostatnie pięćdziesiąt lat, producenci żywności stale zwiększali ilość glutaminianu sodu dodawanego do pożywienia. Jednym z głównych i najbardziej spójnych efektów MSG jest wywoływanie efektu wzmożonego łaknienia. To jest to wrażenie pt.: "Znowu jestem głodny po wyjściu z Mc Donalda."
Dlatego też niektórzy z nas nie mogą oprzeć się przekąskom zawierającym glutaminian sodu nawet gdy jesteśmy najedzeni.
Jakie są skutki spożywania Glutaminianu Sodu?
W raporcie "Zmiany w nerwach czuciowych i autonomicznych u szczura poddawanego Glutaminianowi Sodu" autorstwa Morrison JF, Shehab S, Sheen R, Dhanasekaran S, Shaffiullah M, Mensah-Brown Ez Uniwersytetu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dowiadujemy się, że: "U zwierząt, którym podawano glutaminian sodu stwierdzono zwiększony poziom adrenaliny, dopaminy i serotoniny, spowodowany głównie przez zwiększenie rozmiarów nadnerczy. Zwierzęta, którym podawano glutaminian sodu rozwinęły cukrzycę typu II w wieku ok. 60 tygodni."
Ameryka przeżywa epidemię otyłości. Jeśli szczury stają się otyłe z powodu nienaturalnych poziomów glutaminianu sodu, nie jest przesadą by podobnych efektów spodziewać się u ludzi. Glutaminian sprawia, że pożądamy pokarmów, które mają jego wysoką zawartość, a prawda jest taka że większość przetworzonej żywności glutaminian sodu zawiera. Prawda jest taka że glutaminian sodu jest kluczowym składnikiem dań niskotłuszczowych gdyż wraz z procesem odtłuszczania tracone jest większość smaku.
W otyłości spowodowaniem spożyciem glutaminianu sodu zdaje się nie mieć znaczenia spożywana ilość pokarmów. "To by wyjaśniało dlaczego niektórzy ludzie nie są w stanie poradzić sobie ze swoją nadwagą za pomocą diety" (dr Russell L. Blaylock w książce Excitotoxins).
Jaka żywność zawiera glutaminian sodu?
Przeciętna osoba (przyp. tł. Amerykanin) zjada więcej glutaminianu sodu niż jest to uważane za bezpieczne i typowe dla amerykańskiej kuchni. Możesz nie zauważyć glutaminianu sodu w składzie tego co jesz. Glutaminian sodu występuje pod różnymi nazwami (lub ukryty w składnikach które go dużo zawierają przyp. tł.). Potrawa zawiera dużo glutaminianów (nie koniecznie sodu) jeśli w składzie występują następujące nazwy: glutaminian potasu, hydrolizowane białko roślinne, wyciąg z drożdży, autolizowane białko roślinne, kwas glutaminowy, kazeinian sodu, autolizowane drożdże, teksturowane białka roślinne, żelatyna, kazeinian wapnia. Nawet tak zwana "żywność ekologiczna" może zawierać glutaminian sodu opisany jako ekstrakt z drożdży.Żywność która zawiera glutaminian sodu, lub w której powstaje glutaminian sodu podczas produkcji to również: naturalny aromat wieprzowiny, bulion, naturalny aromat wołowy, koncentrat białka pszenicy, maltodekstryny, słód jęczmienny, proteaza, sos sojowy, białko sojowe itd.
Koncerny farmaceutyczne również używają glutaminianu sodu razem z cukrem aby polepszyć smak swoich normalnie gorzkich leków. Glutaminian sodu był używany do produkcji mleka dla niemowląt do lat 60, kiedy ustalono, że glutaminian sodu działa szkodliwie na mózgi niemowląt.
Jakie są symptomy alergii albo wrażliwości na glutaminian sodu?
Często reakcje uczuleniowe na glutaminian sodu nazywane są: "symptomem chińskiego żarcia" (amerykańscy chinole mają lekką rękę do glutaminianu sodu, którego używają zamiast soli w swoich restauracjach przyp. tł.) ze względu na reakcje organizmu odczuwane przez niektórych po spożywaniu chińszczyzny. Popularne odczucia to: ból głowy, rumień, drętwota lub/i mrowienie w ustach lub okolicy, palpitacje serca, krótkość oddechu, skurcze mięśni, zawroty głowy, migreny lub zachwiania nastroju.Jakie są długoterminowe skutki spożywania glutaminianu sodu?
Badania nie dały jednoznacznych wyników, jednak wielu w społeczności naukowców uważa, że niektóre schorzenia neurologiczne i zaburzenia zachowania mogą być spowodowane przez glutaminian sodu. Deficyt uwagi, ataki paniki, choroba alzheimera, fibromialgia, stwardnienie rozsiane, parkinson a nawet autyzm mogą być spowodowane, lub zaostrzane przez silną alergię lub wrażliwość na glutaminian sodu.Jedynym sposobem aby uniknąć nadmiernego spożycia glutaminianu sodu jest unikanie wysoko-przetworzonej, pakowanej żywności, unikać chińszyzny (Polakom to nie grozi, raczej rzadko wpadają do China Town), lub ograniczyć spożycie żywności zawierającej składniki wymienione w artykule. (czyli praktycznie wszystkiego co nie jest surowym warzywem lub mięsem - przyp. tł.) Staraj się jeść żywość wytwarzaną lokalnie oraz staraj się używać ziół i przypraw (a unikaj veget itp.) i kreatywnie mieszaj składniki by uzyskać smaczne i sycące potrawy.
poniedziałek, 24 września 2012
-"Ty magik powinieneś solową plytę nagrać, mam już nawet dla Ciebie tytuł, "Magia Magika""...
Zawsze rób wszystko aby nie zaprzepaścić danej ci szansy. Zanim na refleksję nie jest jeszcze za późno.